Kiedy myślę o Broadwayu, to wcale nie mam w pierwszej chwili przed oczami spektakularnych produkcji czy kultowych musicali. Kiedy słyszę „Broadway” to pierwsza moja myśl wędruje w kierunku spektaklu, który - choć w formie minimalistyczny - głęboko poruszył mnie emocjonalnie. BETRAYAL Harolda Pintera widziałam trzy razy w londyńskim Harold Pinter Theatre oraz cztery razy na Broadwayu w Bernard B. Jacobs Theatre.
A dziś mijają dwa lata od mojej ostatniej wizyty u Emmy, Roberta i Jerry’ego…
Wydawać by się mogło, że w utworze Pintera nie ma niczego, co mogłoby zaskakiwać: ot, historia dwojga byłych kochanków, którzy spotykają się po latach i wspominają czas wspólnego życia w ukryciu. Ale sposób prowadzenia narracji, ukazanie związku opartego na kłamstwie od jego wypełnionego zgorzknieniem końca po pełen pożądania i świeżej fascynacji początek, odkrywanie przed widzem historii w taki sposób, by - jako świadek późniejszych wydarzeń - mógł konfrontować swoją wiedzę z tym, co na scenie, by mógł stawiać się w pozycji osoby, dla której potajemny związek żadnych tajemnic już nie ma, a każdy kolejny krok wydaje się być oczywistym - to sprawia, że tę sztukę trzech aktorów odczuwa się jakby bardziej. Ogląda się nie pytając o to „co dalej?”, ale o to „co wcześniej?”, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, co było u źródła zdrady, gdzie popełnili błąd i kto popełnił go jako pierwszy? I czy jakikolwiek błąd w ogóle istnieje? Czy zdrada jest błędem czy tylko jedną ze ścieżek?
BETRAYAL Harolda Pintera to dogłębna analiza istoty zdrady. To także obraz pełnego spektrum emocji, które zdradzie towarzyszą od nieokiełznanej ekscytacji, przez strach aż po psychiczny ból, czy zobojętnienie. To także ważne pytanie o rolę kobiety w świecie mężczyzn i o to, czy w tym konkretnym przypadku była ona oprawcą i zdrajcą, czy ofiarą wykorzystania i zdrady. To spojrzenie na kobietę rozdartą pomiędzy dwoma mężczyznami, pomiędzy tym, co należy, a tym, czego pragnie.
Produkcja Jamiego Lloyda była kolejną próbą przeniesienia na scenę sztuki Pintera, a i film upomniał się o historię Emmy, Roberta i Jerry’ego już w latach 70-tych ubiegłego wieku. W adaptacjach sztuki grali najlepsi: Jeremy Irons, sir Ben Kingsley, Patricia Hodge, Rachel Weisz, czy Daniel Craig. Ale to, co odróżnia londyńską produkcję od poprzednich to przeniesienie akcji w bliżej nieokreślony czas (kostiumy są współczesne, ale jednocześnie neutralne. Nie sugerują, nie narzucają czasu akcji). Minimalna scenografia ograniczająca się do stolika i dwóch krzeseł, doskonała gra światłem i cieniem oraz obrotowa scena, która zdaje się działać metaforycznie, nadawać dramatowi liryzmu, kiedy przenosi postacie w czasie - to wszystko nadaje inscenizacji tajemniczości i pozwala widzom skupić się na emocjach. Jamie Lloyd wykorzystuje w spektaklu także jeden zabieg, który pozwala na nowo odkryć BETRAYAL. Lloyd nie pozwala postaciom dramatu schodzić ze sceny. Niezależnie pomiędzy kim toczy się dialog - trzecia postać jest obecna na scenie tak, jak zawsze w trojkącie mąż-żona-kochanek ten ktoś trzeci zawsze obecny jest w relacjach, w emocjach.
Zawe Ashton, Charlie Cox i Tom Hiddleston zachwycili londyńską widownię na tyle, że po kilku miesiącach spektaklu w Harold Pinter Theatre zostali zaproszeni na Broadway. Tam również odnieśli ogromny sukces. Każde z nich stworzyło niezapomniana kreację: Ashton nerwowo rozdartej pomiędzy lojalnością i pożądaniem żony i kochanki, Cox nieco beztroskiego kochanka i przyjaciela i Hiddleston - cynicznego i zimnego na zewnątrz, ale wewnątrz głęboko zranionego męża.
Wspaniale było widzieć, jak obsada zaprzyjaźnią się ze swoimi postaciami, jak charaktery ewoluują, jak cała trójka bawi się w scenach humorystycznych (bo i takie w sztuce się zdarzają, a postać kelnera nadaje „Zdradzie” zabarwienia wręcz komediowego), jak całość produkcji dojrzewa. No i te niezapomniane chwile po spektaklu, stage door, selfie i small talk z Tomem, uśmiech Charliego i spokój bijący od Zawe. Bliskość wielkich aktorów, osobowości, dziś nie do powtórzenia przez pandemię…. Tym bardziej doceniam tamte dni.
A Waszej uwadze polecam Jamiego Lloyda, reżysera i producenta, bo to niezwykle ciekawy twórca, podążający konsekwentnie swoją drogą, współpracujący z najlepszymi. Już niebawem na West End powraca Jego „Cyrano De Bergerac” z Jamesem McAvoyem oraz „Seagull” z Emilią Clarke.
Polecam serdecznie!
Comments