▪️ O tym spektaklu napisano już prawdopodobnie wszystko. Chyba dlatego po obejrzeniu go pierwszy raz w Los Angeles nie zdecydowałam się na post o nim. Nie czułam się na siłach i wydawało mi się, że brakuje mi słów, by wyrazić zachwyt.
Czy coś się zmieniło? Może tylko tyle, że wzbiera we mnie potrzeba podzielenia się tym zachwytem i jest ona silniejsza od wewnętrznego krytyka, który sugeruje mi milczeć.
▪️ „Hadestown” to wyjątkowa produkcja oparta na micie o Eurydyce i Orfeuszu, Persefonie i Hadesie, ale pod przykrywką historii o miłości przemyca tematy na wskroś współczesne i ważne takie jak katastrofa klimatyczna, klasowość, skrajne ubóstwo, głód czy budowany dosłownie i w przenośni mur pomiędzy bogatymi a biednymi. Ale to także opowieść o poświęceniu, o trudnych wyborach, i tym, że w okrutnym świecie nie ma miejsca na uczucia, a pusty żołądek nie sprzyja wielkim ideom.
▪️Dzieło Anaïs Mitchell pomimo, że nawiązujące do mitologii greckiej - osadzone jest w bliżej nieokreślonej choć wyraźnie post (a może pre?)-apokaliptycznej wersji Nowego Orleanu, w klubie w którym rozbrzmiewa muzyka z pogranicza jazzu, bluesa, swingu i gospel.
Muzyka grana jest przez band, który faktycznie zasiada na scenie i bierze w spektaklu czynny udział.
▪️Choreografii jest w tym spektaklu niewiele, ale ta która jest - jest po prostu doskonała (scena z lampami - majstersztyk!).
Niezwykle dopracowany jest tutaj ruch sceniczny w pełni zgrany z obrotową sceną, której pierścienie niosą aktorów w różnych kierunkach tworząc iluzję zbliżania i oddalania się od siebie oraz unoszą w górę czy ściągają w dół. Szczególnie widoczne jest to podczas ostatniej wędrówki Orfeusza i Eurydiki z Podziemi.
Scenografia nie jest skomplikowana, ale rozstąpienie się ścian podczas zejścia do królestwa Hadesa robi ogromne wrażenie.
▪️ Ja osobiście chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, który dla mnie jest ogromnie ważny - reprezentacją mniejszości w produkcji.
Oczywiście mamy tutaj - podobnie, jak na Broadwayu - zasadę wielokulturowości, choć nie bez znaczenia jest, że czarny charakter spektaklu grany jest przez białego mężczyznę, co zresztą zostało odebrane tyleż samo metaforycznie, co z pretensjami (głównie białych mężczyzn rzecz jasna…).
Na scenie zobaczymy „people of color”, ale także osoby trans (jedną z londyńskich „fates” gra trans kobieta) oraz z niepełnosprawnościami.
To, że w roli Hermesa mogliśmy widzieć zarówno mężczyzn, jak i kobiety (na West Endzie to wspaniała Melanie La Barrie występująca wcześniej m.in. „&Juliet”) to także zabieg wyśmienity.
▪️ Londyńska obsada jest wyśmienita, choć wokal odtwórcy roli Orfeusza - Dónala Finna - nie wszystkim przypadnie do gustu, bo momentami to naprawdę przeszywający falset. W roli Eurydiki obsadzono Grace Hodgett Young czyli dziewczynę, która niedawno zagrała w „Sunset Boulevard”, Hadesa zagrał niezwykle popularny i równie utalentowany Zachary James, a w roli Persefony występuje charyzmatyczna Gloria Onitiri.
▪️ W tym musicalu wszystko współgra, współistnieje, współtworzy klimat. Spektakl zbudowany jest z dbałością o detale, każdy element, każdy ruch są przemyślane. Jeśli istnieje w świecie musicalu doskonałość to „Hadestown” ją definiuje.
Comments