▪️Choć nazwisko Dahl nie jest może tak popularne w Polsce, jak Andersen, Grimm albo Konopnicka to okazuje się, że jego twórczość doskonale znana jest i dzieciom i dorosłym.
Roald Dahl to pisarz genialny, a ów geniusz wyraża się nie tyle w historiach, które tworzył, ale w języku i formie jakich używał do przekazywania owych historii.
Dahl bowiem jako nieliczny, a może i jedyny, pisze językiem dzieci, ale kieruje przekaz do dorosłych, bo - choć Jego książki o dzieciach i ich przygodach zaszufladkowane są, jako „dla dzieci” to właśnie dorośli powinni szukać tutaj morałów i mądrości, które naprostują ich skrzywione myślenia na temat ludzi w skali mini i mikro.
Osobiste, traumatyczne przeżycia z dzieciństwa ukształtowały Dahla-pisarza i nadały taki, a nie inny tor Jego dziełom. Wydaje się, że to mały Roald woła przez książki. Woła do tych dorosłych, którzy niszczą dzieciństwo innych ludzi brakiem wyobraźni, chciwością, czymś co dzieci może nazwałyby po prostu zwykłą głupotą.
▪️Pośród wielu dzieł Dahla, jedno wydaje się być wyjątkowym manifestem buntu, ale i siły młodości wobec tej traumatyzującej dorosłości, która wypala wyobraźnie, jak ogień trawi lasy.
„Matylda”.
▪️Matylda Kornik to rezolutna dziewczynka, mól książkowy o wyjątkowej wyobraźni. Czarna owca w rodzinie uzależnionych od telewizji półgłówków, którzy albo skupiają się głównie na własnym wyglądzie (matka), albo na szemranych interesach (ojciec).
Dla Matyldy życie w domu, w którym nie ma miłości, a rodzina na każdym kroku podkreśla, jak bardzo niechcianym jest dzieckiem to ogromna trauma, która uruchamia w głowie dziewczynki machinę do tworzenia historii-historii zmyślonej, która jednak w pewnym momencie splecie się z rzeczywistością. Ale zanim się to stanie Matylda będzie musiała stawić czoło nie tylko swoim rodzicom, ale i przerażającej Pani Łomot - dyrektorce szkoły, która ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej nienawidzi dzieci i która owe dzieci maltretuje nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.
Brzmi, jak straszna historia? Bo taką właśnie historią jest.
▪️Książki Roalda Dahla charakteryzuje zwinność w ujarzmianiu dziecięcego strachu poprzez trywializowanie, albo nawet bardziej odrealnianie pewnych zachowań, przejaskrawienie, nadawanie zjawiskom budzącym grozę znamion groteski.
Dahl czuł potrzebę wychodzenia naprzeciw cesze dzieci, o której dorośli zdają się zapominać, odbierając tym samym swoim pociechom spory kawałek emocjonalnego tortu.
Dzieci lubią się bać.
Ta podświadoma, atawistyczna wręcz potrzeba przygotowania młodej istoty do obrony wywoływana przez podstawowe instynkty samozachowawcze, duszona jest przez nadopiekuńczych dorosłych w imię dbałości o zdrowie psychiczne latorośli.
A Dahl czuł, że dzieci są nieustraszone. Takimi je przedstawiał.
Taka też jest Matylda, nieustraszona, inteligentna i otwarta na wiedzę. Wiedzę, która wg dorosłych nie jest dla niej, nie jest dla dzieci. Tymczasem prawda jest taka, że dla dzieci, które dopiero odkrywają świat słowa „piekarz”, „eskapista”, „bibliotekarz”, „gimnastyczka”, czy „mafiozo” brzmią równie tajemniczo. Nie ma w ich słowniku słów łatwiejszych i trudniejszych - wszystkie są po prostu słowami do poznania. Im szybciej pozwolimy dzieciom poznawać słowa „dorosłe” - tym piękniejsze umysły z nich wyrosną.
▪️ A musical?
Muzykę i słowa do musicalu napisał Tim Minchin znany fanom gatunku m.in. ze swojej roli Judasza w musicalu „Jesus Christ Superstar”, ale także jako autor musicalu „Pop”. Szerszej publiczności znany jest chyba jednak bardziej jako komik, standuper, kabareciarz.
Minchin genialnie wpisał historię Matyldy Kornik w musical, nadał doskonały rytm opowieści, nie zatracając jednocześnie świeżości literackiej, jaką charakteryzuje się dzieło Dahla. Musical zachwyca, porywa i naprawdę ciężko jest oprzeć się bezwarunkowej potrzebie tupaniu nóżką słysząc chociażby „Revolting Children”.
▪️ „Matylda” warszawskiego Teatru Syrena w reżyserii i przekładzie (znakomitych!) Jacka Mikołajczyka nie wydaje się mocno odbiegać poziomem od inscenizacji broadwayowskiej czy westendowskiej. Czaruje bardzo dobrą scenografią i efektami (brawo Mariusz Napierała), przemyślanymi kostiumami (Jacykow w formie ;) ), porywającą choreografią (Jarosław Stanek - ukłony), ale przede wszystkim zachwyca castingiem, bo dziecięca obsada naprawdę daje radę i nie odstaje absolutnie od swoich dorosłych, profesjonalnych kolegów.
Matylda i Jej koledzy i koleżanki z klasy świetnie śpiewają (Marcin Wortmann przygotował dzieciaki wspaniale!) i doskonale tańczą, czym zjednują sobie serca widowni już na samym początku.
▪️ Ale - jak to u Dahla bywa - najciekawsza jest galeria złoli, czyli dorosłych.
Agnieszka Rose jako Pani Kornik jest zabawna, bo chronicznie głupia, przerysowana, z jednej strony odpychająca przez swoje zachowanie, a z drugiej nie pozwalająca oderwać od siebie wzroku ze względu na oślepiający wręcz blaskiem image.
Pan Kornik - Albert Osik - to średnio atrakcyjny, głupiutki drobny oszuścik, który bawi swoją niezdarnością, ale też i smuci postawą wobec Matyldy. MSmuci i złości.
No i jest Pani Łomot. Przemysław Glapiński, jako „baba od wuefu” jest genialny! Złowrogi, obsesyjny, ale i wyjątkowo zabawny. Jego Pani Łomot głównie jednak budzi strach nie tylko wśród dzieci, ale i dorosłych i bynajmniej nie jedynie wśród osób zebranych na scenie. Jestem pewna, że większość widowni - choć witała Glapińskiego głośnym śmiechem i brawami - tak naprawdę drżała przerażona za każdym razem, gdy Łomot pojawiała się na scenie, a widmo Jej potężnego i silnego ciała podążało za widzami jeszcze długo po spektaklu. Jeśli dodać do tego anturażu grozy pomieszanej z komedią niezwykły talent wokalny Glapińskiego - Majstersztyk!
▪️ Są też w „Matyldzie” postaci neutralne, jak np tancerz Rudolfo grany przez Łukasza Szczapanika. Uroczy latino lover, który - choć to tylko epizodyczna rola- pozostaje na długo w pamięci.
On i Jego roztańczone bioderka! (Love!)
No i bohaterowie pozytywni, a zatem bibliotekarka czyli Pani Pomagała (Marta Walesiak) i jedna z najważniejszych postaci Panna Miodek - zahukana, biedna i… nijaka.
Mam z Nią drobny problem, bo choć ta postać stanowi trzon historii - scala świat realny ze światem wyobraźni - napisana jest chyba najsłabiej i wydaje się być nieco mdła. Natomiast niewątpliwie odrobinę kolorytu nadaje jej charakterystyka stworzona przez Edytę Krzemień - gratulacje, bo ta Miodek nie jest przesłodzona.
▪️ Czy są minusy? Nie wiem czy jeszcze są, ale podczas pierwszych spektakli było kilka momentów w scenach zbiorowych, w których ciężko było usłyszeć teksty. Tutaj chyba wychodzi znany problem nagłośnienia Syreny… kocham ten teatr, ale faktycznie jest kilka miejsc na widowni, z których słyszalność jest bardzo niska ( a ja na przedpremierze nie siedziałam w najlepszym piątym rzędzie niestety…).
▪️ „Matylda” to prawdziwa dziecięca rewolucja, bunt wyrażony tańcem i śpiewem, to głos każdego pokolenia dzieciaków, które siłą ściągane są przez dorosłych na Ziemię i kształtowane na kolejnych Korników, kiedy bujanie w obłokach i dryfowanie łodzią wyobraźni po stronach książek mogłoby zanieść je w miejsca lepsze, piękniejsze.
To wielki, spektakularny pean na cześć książek i głośne wołanie dzieci o lepsze traktowanie.
Inscenizacja Teatru Syrena to niesamowita harmonia doskonałego aktorstwa, wybitnych głosów, porywającej choreografii i mądrego przesłania. To spektakl, który zachwyci zarówno dzieci, jak i dorosłych, bo dla obu tych grup serwuje inny - równie ważny - zestaw emocji i celnych wskazówek, by ludziom mikro i makro żyło się razem lepiej.
Idźcie koniecznie wziąć udział w rewolucji!
Comments