▪️ Kiedy się odwiedza Nowy Jork, zwłaszcza pierwszy raz (a przy okazji nie jest się stereotypowym turystą, który odhacza jedynie sklepy z pamiątkami i biega po mieście z aparatem strzelając selfiaki w głównych punktach strategicznych, żeby u cioci na imieninach nikt nie miał wątpliwości, że Staszek wdrapał się na to Empire State Building niczym King Kong), nie można nie wejść do kilku najważniejszych muzeów i się nie zachwycić. Największe dzieła malarstwa z okresów wszelakich zdobią ściany MoMY, MET czy Guggenheima.
▪️ Takim nastawionym na objawienie poprzez sztukę turystą był również Anthony McCarten, nowozelandzki dziennikarz, pisarz i scenarzysta (autor scenariuszy m.in. do takich filmów, jak „Teoria wszystkiego”, „Bohemian Rhapsody”, czy „Dwóch papieży”), który podczas jednej ze swoich wizyt w NYC zachwycił się Andym Worholem i Jeanem Michaelem Basquiatem, by już za chwilę odkryć, że ci tak skrajnie różni artystycznie, ale także mający zupełnie różne podejście do sztuki i jej misji Artyści, w latach osiemdziesiątych uznawani za najwiekszych rywali - pracowali razem. Razem przygotowywali wystawę, razem do niej tworzyli, razem w jakiejś niezrozumiałej symbiozie możliwej tylko w kontekście duchowego zrozumienia twórcy przez twórcę, egzystowali przez chwilę.
Z tego odkrycia zrodził się pomysł napisania dramatu, który będzie mówił o sztuce - sztuce widzianej oczami tych dwóch geniuszy - który poprowadzi nas przez fikcyjne, ale prawdopodobne, momenty artystycznej, ale i zwyczajnie ludzkiej koegzystencji blednącej już gwiazdy Warhola i błyszczącej swym największym blaskiem gwiazdy Basquiata.
Koegzystencji opartej na rosnącym zaufaniu, na budzeniu sie wspólnej wizji, ale też na ścieraniu się dwóch odmiennych charakterów.
▪️ Na ile ta wizja jest prawdziwa, a na ile jest jedynie odbiciem wyobrażenia autora nie tylko na temat samych bohaterow jego sztuki, ale na temat ich twórczości w ogóle - możemy się domyślać, choć wydaje się bardziej niż pewne, że spotkanie dwóch malarzy - tych malarzy - jest jedynie punktem wyjściowym, przyczynkiem do głębszej analizy czegoś, co nieuchwytne, nieokiełznane, jednocześnie odrażające i zachwycające, proste, momentami prymitywne, a budzące głębokie przemyślenia, gorszące i przyciągające, a co zwykliśmy nazywać sztuką współczesną.
„𝘞𝘩𝘺 𝘢𝘳𝘦 𝘺𝘰𝘶 𝘴𝘰 𝘸𝘩𝘪𝘵𝘦? 𝘚𝘰 𝘸𝘩𝘪𝘵𝘦! 𝘐 𝘥𝘰𝘯𝘯𝘰 𝘪𝘧 𝘐 𝘸𝘢𝘯𝘯𝘢 𝘸𝘰𝘳𝘬 𝘸𝘪𝘵𝘩 𝘴𝘶𝘤𝘩 𝘢 𝘸𝘩𝘪𝘵𝘦 𝘱𝘦𝘳𝘴𝘰𝘯..."
▪️ Andy Warhol grany przez doskonałego Paula Bettany’ego jest nieco zrezygnowany, nieufny, z jednej strony pozbawiony pewności siebie, z drugiej wykazujący cechy narcystyczne. Bettany znany nam z wysokobudżetowych produkcji Marvela błyszczy.
Jest pewien związek pomiędzy postacią, a aktorem w tym wypadku. Warhol choć doskonały warsztatowo wybiera sztukę komercyjną, powtarzalną, użytkową. Bettany - doskonały aktor idzie drogą komercyjnych produkcji wielkoformatowych, popcornowych. Tak, jak dla Warhola współpraca z młodym kolegą była powrotem do korzeni, tak ta sztuka dla Bettanego jest niejako odrodzeniem Jego nazwiska dla teatru.
Fascynująca korelacja pomiędzy twórcą i „dziełem”.
▪️ Basquiat (grany brawurowo przez Jeremy’ego Popa znanego bywalcom londyńskich teatrów m.in. z takich produkcji jak „Ain’t Too Proud” czy „Choir Man”) ma w sobie młodzieńczy zapał, nonszalanckie podejście do środowiska artystycznego i chyba do życia w ogóle, ale przede wszystkim szczerze wierzy w magię tworzenia. I ta szczera wiara w magię wyniesie nas na szczyt emocji w finale spektaklu.
„𝘛𝘳𝘢𝘴𝘩. 𝘛𝘳𝘢𝘴𝘩. 𝘉𝘶𝘵 𝘸𝘦 𝘩𝘢𝘷𝘦 𝘵𝘰 𝘤𝘦𝘭𝘦𝘣𝘳𝘢𝘵𝘦 𝘴𝘰𝘮𝘦𝘵𝘩𝘪𝘯𝘨!”
▪️ Ciężko opowiadać o spektaklu, którego siłą jest przede wszystkim dialog.
To dzieło kameralne w formie.
Sztuka o sztuce, ale nie sztuka dla sztuki.
O różnym podejściu do sztuki, o blaskach i cieniach talentu i idącej za nim sławy, o wielkich artystach, którzy w czterech scianach swoich domow borykają się z demonami, które z jednej strony ich wyniszczają, jako ludzi, a z drugiej tworzą, jako Artystów.
Czy wieka sztuka nie istnieje bez wielkich demonów?
▪️ „𝘛𝘩𝘦 𝘊𝘰𝘭𝘭𝘢𝘣𝘰𝘳𝘢𝘵𝘪𝘰𝘯” w reżyserii dyrektora artystycznego teatru Young Vic* Kwame-Kwai Armaha jest jak sztuka głównych bohaterow: nieokiełznana, momentami zabawna, emocjonalna i i dająca się interpretować na szereg sposobów, inna dla każdego, czasami ocierająca się niebezpiecznie o kicz, delektująca się banałami, by już za chwilę grzmieć prawdy krzykiem prawd ulotnych.
Bawi i oczarowuje prostotą.
Pozostawia w zachwycie.
***
Teatr Young Vic to przestrzeń wyjątkowa na mapie teatralnej Londynu. Otwarta na twórczość skierowaną dla młodych odbiorców, eksperymentalną, dająca pole Artystom niekomercyjnych nurtów, daleką od mainstreamu, zaangażowaną społecznie. A jednocześnie w Young Vic można podziwiać sztuki twórców światowego formatu. I nie za miliony monet, co nie jest bez znaczenia.
Warto zapamietać to miejsce.
Comments